Chojnow.pl
Zapoznaj się z naszą Polityką prywatności
facebook twitter YT IG
Logowanie Rejestracja
REKLAMUJ SIĘ NA CHOJNOW.PL SPRAWDŹ NASZĄ OFERTĘ BANERÓW I ARTYKUŁÓW SPONSOROWANYCH

Rowerem po Pieninach i Beskidach

Autor Rafał Wyciszkiewicz
Data utworzenia: 11 październik 2013, 08:49 Wszystkich komentarzy: 11


Rowerem po Pieninach i Beskidach

Zapraszamy do przeczytania ciekawej relacji, z kolejnej wyprawy chojnowskiego cykloturysty Rafała Wyciszkiewicza


Tegoroczną wyprawę rozpocząłem od ulubionego Krakowa, gdzie odwiedziłem miejsca do tej pory pominięte przeze mnie, m.in. żydowską dzielnicę Kazimierz, Sanktuarium w Łagiewnikach, kościół na Skałce, kamieniołom w Płaszowie, gdzie w czasie II wojny światowej znajdował się hitlerowski obóz koncentracyjny. W 1993 odtworzono go na potrzeby filmu "Lista Schindlera" S.Spielberga. Pobyt w mieście Kraka postanowiłem wykorzystać maksymalnie, toteż odbyłem jeszcze sesję zdjęciową z piękną i zdolną krakowską wokalistką Azzją o której Polska już by usłyszała, bo jury programu Must Be The Music było za, lecz producent zdecydował inaczej. Kiedy byłem na Kopcu Tatarskim, pojawił się tam też fotoreporter Gazety Wyborczej, w poszukiwaniu tematu i zaproponował mi zrobienie zdjęcia do gazety.




fot. Łukasz Żołądź

Właściwa wyprawa zaczęła się dla mnie w Nowym Sączu, gdyż tam zakończyłem ubiegłoroczną z Pawłem, wracając z Bieszczadów. Nim tam dotarłem, spędziłem długie 4,5 godziny w pociągu, który zatrzymywał się kilka razy z powodu budowy nowego nasypu i powstającej w pobliżu autostrady. Czarę goryczy przelał 40 min. postój... bo wyłączono prąd. Takie numery, to tylko u nas. Kiedy już dotarłem do Sącza postanowiłem zwiedzić skansen. Niestety z powodu godzinnego spóźnienia tego nieszczęsnego pociągu, udało mi się zobaczyć tylko Miasteczko Galicyjskie w tymże skansenie.


Następnie obrałem kierunek na główny cel , jakim były Pieniny. W pięknej Szczawnicy Zdroju wyciągiem wjechałem na Palenicę. Tam skorzystałem z rozrywki, jaką daje wózkowa zjeżdżalnia grawitacyjna. Stamtąd poszedłem na najbardziej charakterystyczny szczyt - Sokolicę, wysoką na 747 m. Z góry roztacza się niesamowity widok na przełom Dunajca i Tatry.


Następnego dnia najpiękniejszym szlakiem rowerowym, jakim jechałem, prowadzącym wzdłuż Dunajca, na którym panuje duży ruch kajaków, tratw i pontonów, dojechałem do Sromowców Niżnych, skąd wszedłem na Trzy Korony, gdzie widoki dosłownie zapierają dech. Ze szczytu widać Tatry, Gorce, Babią Górę i oczywiście Pieniny. Aby nacieszyć oczy, trzeba odstać swoje w półgodzinnej kolejce, prowadzącej na sam szczyt, gdyż turystów tu masa, a na platformie widokowej może znajdować się najwyżej 15 osób. Z tego powodu, po zrobieniu zdjęć trzeba schodzić, robiąc miejsce innym, ale warto się pomęczyć, nawet dla tych krótkich chwil. Dobrym pomysłem było wprowadzenie ruchu dwustronnego, bo przy dużej ilości ludzi mógłby nastąpić paraliż. Co jest niespotykane w górach, na sam szczyt prowadzą metalowe schody. Trzeba powiedzieć, że wejście niebieskim szlakiem jest strome, ale z moją kondycją chyba nie jest najgorzej, skoro wszedłem dwa razy szybciej, niż to wynikało z tabliczek.



Ze Sromowców dotarłem do Niedzicy. Znajduje się tutaj zamek znany z Janosika i Wakacji z Duchami oraz sztuczne jezioro długości 8 km przecięte zaporą. Miejsce to należy do bardzo atrakcyjnych turystycznie. Jest tu plaża, punkty gastronomiczne a po jeziorze można popływać statkiem. Gondole natomiast przewożą turystów chcących zwiedzić zamek w Czorsztynie, na drugą stronę z czego i ja skorzystałem. Byłem tutaj dawno temu, kiedy jeszcze nie było jeziora.


Ciężko mi się było rozstać z tym pięknym miejscem, toteż rozbiłem namiot tuż nad samym jeziorem, na prywatnym kempingu. Unikam takich miejsc, ale była już późna pora na szukanie noclegu gdzie indziej. A unikam dlatego, że o spokój tam ciężko. Drugi raz spałem na kempingu i drugi raz w sobotę, a wiadomo, że jak sobota, to i "łikendowe dżamprezy". Pamiątką tego był widok stosu butelek, jaki zobaczyłem po przebudzeniu.

Rano skierowałem swój bicykl w kierunku Nowego Targu, zwiedzając wcześniej piękny, drewniany kościół w Dębnie, który wpisany jest na światową listę UNESCO. W jego wnętrzu ślub brał serialowy Janosik z Maryną. Nieco dalej, w Łopusznej sfotografowałem dwór Tetmajerów oraz sanktuarium w Ludźmierzu. Tę noc spędziłem w Czarnym Dunajcu, w iście domowych warunkach i to nie u byle kogo, bo u byłego wójta i posła RP. Nie dość, że zaproponowano mi nocleg w pokoju, to jeszcze zaserwowano kolację i śniadanie. A propos tej miejscowości, jest to spora wieś o niespotykanej ilości uliczek. Znajduje się ona 40 km od Zakopanego, toteż mamusia pana posła namawiała mnie, bym zostawił rower i PKS-em pojechał do stolicy Tatr. Z miłą chęcią bym to uczynił, gdyż to piękne miejsce, ale teraz niestety nie miałem tego w planie, bo do "Zakopca" nie jedzie się na dzień, czy dwa.

Kolejnym celem był Żywiec. Pewnie gdyby nie rada posła pojechałbym na Zubrzycę, a za nią czekałby mnie morderczy podjazd na przełęcz Krowiarki, w paśmie Babiej Góry, a tak pojechałem przez Słowację. Nie dość, że krócej, to bez podjazdów. Tam mi się skończyła dokładna mapa, toteż nadłożyłem 8 km co mnie lekko wkurzyło. Humor poprawił mi 9 km zjazd w kierunku Korbielowa, ale praktycznie aż do samego Żywca było lekko z górki. W mieście znanego piwa zwiedziłem zamek, po czym obrałem kurs na Międzybrodzie Żywieckie. Droga prowadzi tuż obok Jeziora Międzybrodzkiego, ciągnącego się na długości 5 km i składa się z samych podjazdów i zjazdów, co jest męczące, jeśli dodać jeszcze duży ruch samochodowy. Międzybrodzie znane jest ze słynnej Góry Żar, wysokiej na 761 m. Na jej szczycie znajduje się zbiornik wodny o długości 650 m i szerokości 250 m będący częścią elektrowni wodnej. Na górę prowadzi droga asfaltowa a także kolejka linowa. Skorzystałem z drugiej opcji, gdyż wjazd na nią rowerem z 20 kg bagażem byłby samobójstwem, zważywszy, że przede mną jeszcze szmat drogi. Wystarczył mi 2 km podjazd pod stację kolejki, by poczuć jej "żar". Jest to bardzo popularne miejsce wśród paralotniarzy, downhillowców, szybowników i rowerzystów, skąd roztacza się przepiękny widok na Jezioro Międzybrodzkie. Ciekawostką jest, że na pewnym odcinku drogi, nieznana siła ciągnie pojazdy pod górkę. Tego dnia po raz pierwszy przekroczyłem setkę, robiąc 103 km. Nocleg spędziłem w hotelu sportowym, tuż koło stacji kolejki.


Nazajutrz czekał mnie najtrudniejszy i najdłuższy podjazd w karierze, a mianowicie trasa ze Szczyrku do Wisły przez Przełęcz Salmopol. Podjazd ma 8 km długości i rozpoczyna się już w Szczyrku, na wysokości 450m n.p.m. a kończy na 900 m n.p.m. By nie opaść z sił przed tak dużym wysiłkiem, w jednym ze szczyreckich lokali wcisnąłem wielką pizzę. Wjechanie na przełęcz zajęło mi godzinę intensywnego pedałowania. O skali trudności podjazdu niech świadczy fakt, że na przełęczy lokowano premie górskie pierwszej kategorii wyścigu Tour de Pologne. Chwilę później czekała mnie nagroda w postaci 8 km ostrego zjazdu. Warto pomęczyć się z wjazdem , by choć przez kilka minut móc podnieść sobie poziom adrenaliny prędkością 60km/h, gdyż tyle trwa zjazd z taką szybkością.


W Wiśle obowiązkowo zaliczyłem wjazd na skocznię im. A Małysza. Muszę oddać szacunek skoczkom, bo kiedy stoi się tam na górze, nogi same uginają się, na myśl o skoku, a skocznia ta jest wyjątkowo stroma.


W pobliskim Ustroniu wyciągiem wjechałem na Czantorię, z której rozlega się wspaniały widok na góry i miasto. Tutaj także jest zjeżdżalnia wózkowa, lecz tym razem nie skorzystałem. Stąd już tylko 30 km dzieliło mnie od Bielska Białej. W mieście kreskówek i Fiata, odwiedziłem kolegę z dawnego zespołu Maria Nefeli, z którym ostatnio widziałem się 7 lat temu, przy okazji naszego koncertu w Legnicy. Po rozpakowaniu się i kolacji zabrał mnie on na nocną wycieczkę po mieście.


W czasach zespołu, Kogut, bo taki ma pseudonim, był silnie uzależnionym narkomanem, ale dzięki wierze doznał uzdrowienia. Niesamowitej historii jego życia i wyjścia z nałogu można posłuchać pod tym linkiem


Rano pożegnałem kolegę, żonę i syna i ruszyłem do Pszczyny, przejeżdżając wcześniej po koronie zapory o długości 3 km olbrzymiego zbiornika retencyjnego - Jeziora Goczałkowickiego. Jako fanatyk zamków i pałaców, nie mogłem pominąć wspomnianej Pszczyny, ponieważ znajduje się tu jeden z najpiękniej wyposażonych pałaców w Polsce. Chadzając po jego wnętrzach, można poczuć się jak za dawnych czasów.


Po półtoragodzinnym zwiedzaniu czas było jechać dalej. Niestety, to co wisiało od początku wyprawy nade mną, czyli ciężkie chmury, musiały w końcu dać upust w postaci potężnej ulewy. Tak więc zostałem uziemiony w mieście na dodatkowe 2 godziny. Gdy deszcz trochę zelżał, ubrałem co trzeba i ruszyłem. Byłem przerażony, gdyż droga, którą jechałem należała do bardzo ruchliwych, a nie jest miłe, kiedy samochody chlapią na jadącego. Moje wkurzenie sięgnęło zenitu, kiedy wyjechałem za miasto, bo okazało się, że tam nie padało. Przez te pogodowe perypetie zrobiłem tego dnia zaledwie 46 km. Mój nastrój poprawili ludzie u których zatrzymałem się na nocleg. Pani gospodyni przyznała, że jest bardzo przychylna turystom i podróżnikom, bo sama chodzi.... na pielgrzymki, gdzie także jest zwyczaj noclegów "po ludziach". Nie musiałem rozbijać namiotu, gdyż dostałem do dyspozycji ogrodową altanę, z radyjkiem, czajniczkiem i kolacyjką a rano śniadankiem. Oczywiście mogłem też skorzystać z domowej łazienki. Wypadało spytać "ile taka przyjemność?", ale właścicielka nie chciała nawet o tym słyszeć. Są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie.

Kolejnego dnia moja trasa biegła przez Wodzisław Śląski i Racibórz, gdzie zwiedziłem zamek. Pytając o drogę kolarza, jak dojechać do wspomnianego miasta mniej ruchliwą drogą, ten postanowił poprowadzić mnie kilka kilometrów, wręczając na koniec dokładną mapę. Kolejny miły gest. W zamian poprosił, bym wysłał mu kilka zdjęć z wyprawy. Trzynaście kilometrów dalej, w Krowiarkach postanowiłem sfotografować pałac. Nie było to takie proste, gdyż był to teren prywatny, pilnowany przez ochroniarza. Udało mi się jednak go przekonać. Zabytek jest mocno zdewastowany, ale i tak robi wrażenie. Licznik dziś zatrzymał się na 102 km.


Dziesiątego dnia zwiedziłem zamek w Głogówku, który jest również w opłakanym stanie. Za to 18 km dalej w Mosznej, widok pałacu, jaki tam się znajduje zatarł wcześniejsze, niezbyt ładne wrażenia. Budowla ta wygląda jak z bajki. Posiada 99 wież i wieżyczek i składa się z 365 pomieszczeń, z których niestety tylko kilka udostępnionych jest do zwiedzania. Pałac zagrał w kilkunastu filmach i teledyskach.Tego dnia zawitałem również do Nysy. Ostatnią noc spędziłem w Siestrzechowicach, nad Jeziorem Nyskim. Tutaj również spotkałem miłych ludzi, którzy chętnie zaprosili mnie na swoją posesję. Oni wracali do Nysy, gdyż to był ich letniskowy dom, więc przez te kilka godzin zostałem panem na ich włościach. Do tej pory poza ulewą w Pszczynie miałem szczęście do pogody, choć temperatury nie były wysokie- oscylowały w granicach 15-20 st., ale nad ranem aura pokazała swoje brzydsze oblicze, zsyłając z niebios ulewę. W nocy temperatura spadła do 10 stopni, na dodatek zalało mi połowę śpiwora, toteż rano wstałem z lekką "trzęsawką". Po wyjściu z namiotu poczułem, że pogoda nie zachęcała do jazdy z powodu zimna i wiszącego w powietrzu deszczu. Ale nie było wyjścia, toteż zwinąłem majdan i ruszyłem do Otmuchowa, położonego nad jeziorem o tej samej nazwie.


Zwiedziłem tam zamek, niestety tylko z zewnątrz, gdyż w środku urządzono hotel i restaurację. Miejscowość tą chciałem odwiedzić jeszcze z jednego powodu. Otóż w latach 80-tych R. Piwowarski kręcił tutaj oraz w pobliskim Paczkowie, gdzie później pojechałem, sceny do filmu "Yesterday", który darzę wielkim sentymentem. Opowiadał on o chłopakach zafascynowanych zespołem The Beatles. A skoro sam jestem ich fanem, to wiadomo. Następnego dnia, po przejechaniu 50 km pod wiatr do Ziębic i perspektywie kolejnych dni z deszczowo-wietrzną pogodą, zdecydowałem, że tutaj zakończę jazdę rowerem. Mam z tego powodu mały niedosyt, gdyż zabrakło mi jedynie 150 km czyli jakieś 1,5 dnia jazdy, by dotrzeć rowerem do Chojnowa. Ogólnie jednak jestem bardzo zadowolony, gdyż w ciągu tych 13 dni zobaczyłem wszystko, co zaplanowałem. Nic złego mnie nie spotkało, a wręcz przeciwnie, gdyż wielokrotnie doświadczałem ludzkiej dobroci. Noclegi znajdowałem prawie natychmiast, a i pogoda znów się litowała nade mną, bo choć raczej było pochmurno i chłodno, to deszcz lał mnie tylko przez dwa dni. Jedyną bardzo uciążliwą rzeczą był duży ruch samochodowy na na drogach, którymi jechałem. Sporo buduje się ścieżek rowerowych, ale jeszcze lata dzielą nas od Holandii czy Niemiec. Starałem się wybierać trasy mniej ruchliwe, ale czasem po prostu nie było alternatywy.

Podsumowując, zachęcam innych do podróżowania rowerem, gdyż to naprawdę niesamowite przeżycie i najtańszy sposób na spędzanie wakacji. Wcale nie jest prawdą, że trzeba mieć jakąś szczególną formę. Ja przed wyprawą nie jeździłem rowerem 2 miesiące. Najważniejsza jest determinacja i chęci, a tych mi nie brakowało.


Zapraszam do obejrzenia filmiku z wyprawy


a także na moją stronę, gdzie zamieściłem dużą ilość zdjęć.

http://www.wyciszkiewicz.chojnow.eu/krakow-_na_kopcu_tatarskim-wyprawa_rowerowa_w_pieniny_i_beskidy,z7625,p4.html


Zainteresowanych, chcących wybrać się ze mną gdzieś za rok, proszę o kontakt mailowy:

wyciszkiewiczrafal@gmail.com


pozdrawiam

Rafał Wyciszkiewicz


O ubiegłorocznej wyprawie Rafała po Bieszczadach, mogliście przeczytać tutaj http://www.chojnow.pl/news/news/view/id/1551



Komentarze

Piękne zdjęcia, świetne informacje, chyba na drugi rok wybiorę sie w Pieniny i Beskidy. Nabrałam chęci na obejrzenie tych pięknych miejsc.
zgłoś komentarz
Dzięki bardzo Inka, ale zdjęcia i tak nie oddają odczuć na żywo. Aż wstyd, że ja dopiero teraz się tam wybrałem, choć dawno temu byłem w Niedzicy, i tylko tam. Naprawdę polecam, bo to jeden z najpiękniejszych zakątków, o czym świadczy masa turystów, a widoki z góry, to jedne z najpiękniejszych,jakie widziałem.
zgłoś komentarz
Widoki przecudne, zazdroszczę Ci tych widoków. Na pewno rowerem nie pojechałabym, ale na pewno w przyszłym roku pojadę samochodem i pozwiedzam, zobaczę na własne oczy :). Zdjęcia śliczne. Gratuluję Ci takiej wyprawy i podziwiam.
zgłoś komentarz
Dzięki jeszcze raz, ale nie ma co zazdrościć, tylko samemu jechać. Ja też wcześniej zazdrościłem innym,aż parę lat temu powiedziałem sobie- dlaczego samemu nie spróbować, i tylko żałuję,że tak późno. Choć na rower w żadnym wieku nie jest za późno. Podróżowanie rowerem nie jest takie trudne,jak sądzi większość. Wystarczy trochę poćwiczyć,choć ja nie trenowałem wcale i miałem pewne obawy, ale poza kilkoma dużymi podjazdami nie było tak ciężko. Ale jak masz możliwość samochodem, to się nie zastanawiaj. Gwarantuję,że będziesz usatysfakcjonowana. A na miejscu w Szczawnicy można wypożyczyć rower i pojeździć po okolicach, z czego korzysta wielu turystów.
zgłoś komentarz
sam jezdzisz ?
zgłoś komentarz
Please try Google before asking about Best Product Tips 75d1b18
zgłoś komentarz
Please try Google before asking about High Rated Product Guide a87_595
zgłoś komentarz
Please try Google before asking about High Rated Product Guide 2de3a9d
zgłoś komentarz
Please try Google before asking about Useful Product Website 64c254e
zgłoś komentarz
Please try Google before asking about Awesome Product Info 5d1b187
zgłoś komentarz

Dodaj Komentarz

Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.